
Kenia – moja tęsknota. Historia wolontariuszki Łucji Glinieckiej
2025-03-13
Polskie serca w Kenii – nasz wielki dzień w Silver TV
2025-03-13Mam na imię Agata i chcę podzielić się moimi wrażeniami z wolontariatu w Kenii. Jako wolontariuszka Fundacji Mission of Love Foundation w domu dziecka UPENDO byłam w dniach 14.10.2022 – 15.12.2022.
Spędziłam tam 10 tygodni. Przed wyjazdem jednocześnie stresowałam się, ale i cieszyłam, bo po 5 latach znowu mogłam tam wrócić i pomagać dzieciom w taki bardzo namacalny sposób. Nie mogłam się doczekać, by zobaczyć, jak bardzo niektóre z wychowanek UPENDO pozmieniały się na przestrzeni tych lat.
Tak naprawdę ciężko jest opisać w słowach rzeczy czy sytuacje, które tam widziałam i które doświadczyłam, tym bardziej że było ich całe mnóstwo. Zacznę od codzienności.
Dziewczynki oprócz szkoły mają wiele innych obowiązków, które muszą wykonywać. Dzień ma swój określony rytm, dzięki temu od najmłodszych lat uczą się systematyczności i obowiązkowości. Od poniedziałku do soboty wstają o 5:30, każda z nich ma wydzieloną część domu do uprzątnięcia przed wyjściem do szkoły, która jest zaraz za płotem. Jest też poranna modlitwa i oczywiście śniadanie. W szkole spędzają większą część dnia. Do domu wracają w dwóch turach – młodsze dzieci szybciej kończą lekcje.
Wszystkie dziewczyny zaraz po szkole piorą swoje mundurki i czyszczą buty. Wydawałoby się to „śmieszne”, że codziennie konieczne jest pranie mundurków – jednak ze względu na klimat, niezależnie od pory roku jest to konieczne. Następnie czas na podwieczorek i odrabianie lekcji. Później kolacja, a na koniec dnia przed pójściem spać wieczorna modlitwa w kaplicy domowej. Dzień wypełniony jest po brzegi.
Niedziela jest za to dniem zupełnie innym, można pospać trochę dłużej i przygotować się do wyjścia na Mszę Świętą. Kościół jest oddalony od UPENDO o około 30 minut drogi pieszo, także jest do przejścia spory dystans, biorąc pod uwagę, że trzeba jeszcze potem wrócić do domu. Sama Eucharystia wygląda trochę inaczej niż ta, którą my znamy z Polski trwa nawet do 2 godzin – jest wzbogacona o tańce i śpiewy, co za każdym razem mnie zachwycało. To wszystko sprawia, że do domu wraca się w porze obiadowej. Po obiedzie jest upragniony czas na gry i zabawy, które dziewczyny bardzo lubią. Tu ich pomysłowość i wyobraźnia nie znają granic – a radości i śmiechu przy tym co niemiara.
Tak wygląda „standardowy” tydzień. Bywa tak, że soboty lub inne dni są wolne od szkoły – wtedy czasami przyjeżdżają goście albo jest okazja, by popracować w ogrodzie lub kuchni, czy po prostu spędzić więcej czasu razem.
Co utkwiło mi najbardziej w pamięci? Najbardziej to jak bardzo dziewczynki spragnione były bliskości, miłości i uwagi. Nie tylko te młodsze, ale i starsze. Każda z nich gdy tylko miała taką możliwość, chciała albo być potrzymana za rękę, albo przytulona, albo żeby koniecznie przy zabawie, czy posiłku patrzeć akurat na nią. Niby taki banał, takie nic ale wciąż w głowie mam obraz ich radości, właśnie z takich momentów. Nie raz zauważyłam błysk w oku czy uśmiech na twarzy – uśmiech, który wynagradzał mi wszystkie trudy, uśmiech który dawał siłę i energię do dalszego działania, uśmiech który powodował, że sama się uśmiechałam.
Myślę o kolejnej wizycie …









